AMOUAGE JUBILATION XXV MAN

Jest we „Fridzie” Julie Taymor ów nieczęsto osiągany w kinie moment absolutnego widzenia, pełni ostrości, która przenika i przekracza tkankę, jaką jest film. Gdy drobinki złotego pyłu opadają na twarz Fridy Kahlo, świat zastyga: rozsypane jabłka, twarze przerażonych ludzi i odłamki szkła, które wtargnęły do środka autobusu w momencie, gdy ten zderzył się ze ścianą pobliskiego budynku, stają się fragmentami większej kompozycji – martwej natury, która ostatecznie zaciera granicę między dziełem sztuki a życiem jednostki wybitnej. Z pomocą środków filmowej ekspresji reżyserka pozwala nam pochylić się nad tą chwilą, poczuć fakturę tworzących ją przedmiotów, wciągnąć nozdrzami jej zapach, usłyszeć jej melodię – a w końcu –  zrozumieć ją w pełni. 

550-Amouage-Jubilation-XXV

Zjawisko synestezji, czyli stanu, podczas którego wrażenia odbierane przez pewien zmysł uruchamiają postrzeganie za pomocą zmysłów nie uwiązanych bezpośrednio w proces poznawczy, od dawna zaprząta głowy artystów: pisarzy, malarzy i muzyków. W przypadku tych ostatnich nie sposób nie wspomnieć o pewnym wąskim – acz jakże istotnym – gronie wywrotowców, którzy partyturę postanowili zapełniać nutami zapachowymi.

6a00d8341ca28753ef00e54f21875a8834-640wi

Gdy po raz pierwszy miałem okazję pochylić się nad chwilą zamkniętą we fiolce opisanej jako „Jubilation XXV”, nie wiedziałem zbyt wiele na temat marketingowego naddatku obrazów i przypowieści, jaki dyrektor artystyczny Amouage – debiutujący wówczas Chrisopher Chong – postanowił sprząc z jubileuszowym produktem omańskiej marki. Jako osoba stawiająca wówczas pierwsze kroki w świecie szeroko pojętej, zapachowej „niszy”, z (rozczulającą mnie dziś) ignorancją zbliżyłem nos do nadgarstka, nie wiedząc jeszcze, że wystawiam się na konfrontację z opus magnum wielkiego kreatora perfum, jakim jest Bertrand Duchaufour, dziełem, które już na krótko po swojej premierze zostało okrzyknięte pachnidłem totalnym; czymś, czym – mówiąc wprost – zwyczajnie wypada się zachwycić.

 

 Może to i lepiej, bo Jubilation XXV w istocie zachwyca, ale samodzielnie, bez legend o baśniowych krainach, obietnic wielkiej miłości (którą, spryskani perfumami, przyciągniemy do siebie jak światło ćmę) i innych uroków rzucanych przez marketingową szarlatanerię. Jubilation XXV to piękne perfumy. I jakkolwiek trywialnie by owo „piękne” nie brzmiało, warto jest postawić sprawę jasno – nie mamy tutaj do czynienia z kolejnym, niszowym enfant terrible, które, prócz intrygującego, artystowskiego konceptu (i nierzadko absurdalnej ceny), nie ma nam zbyt wiele do zaoferowania i w ostatecznym rozrachunku okazuje się być tworem, którego swobodne noszenie wśród ludzi może zaowocować co najwyżej względną łatwością w znajdowaniu pustego miejsca w autobusie.

 

000204XLUSGV3RMT-C116-F4

Jubilation XXV to nowoczesne, zniuansowane pachnidło orientalne, którego centrum grawitacyjne stanowi srebrne kadzidło; nie budzi ono jednak skojarzeń sakralnych, znanych miłośnikom Avignon Comme des Garcons czy też – szukając przykładów wśród cieszących się dużą popularnością nowości – Bois d’Ascese Naomi Goodsir. Tutaj kadziło jest radosne, jasne i gorące jak słońce, wokół którego orbitują pozostałe nuty: soczyste owoce (czarna porzeczka i pomarańcza), słodka mirra, złocista ambra, aromatyczne przyprawy (cynamon, kolendra i goździki), upojne kwiaty (róża i orchidea) oraz drzewne esencje dymnego gwajakowca i drogocennego oudu. Proszę w tym momencie wybaczyć mi stylistyczną nieudolność. Przy całej swej złożoności Jubilation XXV niemalże wymusza na recenzencie formułowanie przydługawych, poszarpanych przecinkami i spójnikami zdań, które niejednego potrafią przyprawić o czytelniczą zadyszkę.

Cóż, tak się jednak składa, że, mimo „przeładowanego” składu, który przywodzi na myśl baśnie tysiąca i jednej nocy, perfumy Amouage nie są zapachowym monolitem. To raczej cudownej urody arabesk, swoista mozaika, w której każdy szczegół ma swoje miejsce i sens w kontekście całości. Tak, jak Julie Taymor udało się schwytać ducha ulatujących sekund w pamiętnej scenie „Fridy”, tak Duchaufour, umiejętnie zestawiając ze sobą bogactwo nut zapachowych, stworzył zapach cudownie złożony, ale przy tym w żadnym momencie nie tracący ostrości. Co więcej, nawet teraz, gdy – wiele lat po zakupieniu pierwszego flakonu – zamykam oczy i pochylam się nad Jubilation XXV, to zmysłami odbieram więcej niż tylko zapach… słyszę gwar, czuję promienie słońca i – mógłbym przysiąc – widzę drobinki złota, które z wolna opadają na twarz Fridy Kahlo.

Perfumy można kupić w korzystnej cenie na iperfumy.pl.

Similar Posts

4 Comments

  1. Beata Ch. says:

    Niesamowita notka! Pięknie się zapowiada. Musze posmakować tego złotego pyłu!

    1. Grzegorz Jarausz says:

      Warto chociaż spróbować i absolutnie nie przejmować się przy tym podziałem na płeć; „męskie” Jubilation rewelacyjnie leży na damskiej skórze (sprawdzałem i zapewniam, że żadna kobieta nie ucierpiała podczas testowania tych perfum)

  2. Mikaboo says:

    Piękna recenzja! :) Zdcecydowanie bardziej wolę nieco bardziej ieprzowego Memoira. Ale zgadzam się, że Jubilation ma swoje zasłuzone miejsce na półce z innymi klasykami Amouage.

    1. Grzegorz Jarausz says:

      Dziękuję za miłe słowa. Memoir kupił mnie w otwarciu, pylistym i ostrym (tak, jak ostra może być fotografia). Z czasem jednak ten pył opada i zostaje tylko fundament z litej skały, a ten trwa, i trwa, i trwaaaa… Ładny i dostojny, ale nudny. Wiadomo – to i tak poziom Amouage, którego zdecydowana większość perfum z mainstreamu nie jest w stanie musnąć choćby paluszkiem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *