ALICE AND PETER Bloody Orange

Marchew – jeść ją można na surowo i ugotowaną.  Jej standardowe przeznaczenie to dodatek do surówek, zup, sałatek. Dlatego zdziwiłam się, gdy dowiedziałam się o jej nowej roli – pachnidła :)

Agata jako pierwszą skosztowała babeczki i jej była o smaku Cheery Cherry. Ja  swoją babeczkową przygodę zaczęłam od tej pomarańczowej. Same ich flakoniki powodują uśmiech na twarzy i jęki zachwytu oraz niedowierzania, że są tak fikuśne i słodkie :) Moją uwagę z całej serii przykuł jednak ten, z którego wyrasta/wystaje sobie dorodna marchewka.

Ogólnie bardzo lubię marchew pod różnymi postaciami – na surowo, z groszkiem, ugotowaną czy w cieście. Ale używanie tak pospolitego jak dla mnie warzywa w perfumach było na prawdę zaskoczeniem. Jak widać dla perfumiarzy nie ma rzeczy niemożliwych i ekstrakt z marchewki wzbogacił skład babeczki o nazwie Bloody Orange.

Pachnące słodkości

Alice & Peter idealnie oddają dewizę, że perfumy są dla przyjemności. W tym przypadku dotyczy to nie tylko zapachu, ale też ich wyglądu. Wprost nie można się im oprzeć! :)

Babeczka ta, to idealny poprawiacz nastoju. Przez te wszystkie godziny w których mi towarzyszyła sprawiła mi po prostu frajdę – mogłam choć na chwilę zapomnieć o śniegu , ślizgawicy, mrozie. A za to poczuć się jak w cytrusowym sadzie. Zapach jest miły i urzekający. Babka jest słodka, przez co wprawiła mnie w pozytywny nastój i wzmocniła moją energię życiową ;)

Skosztuj mnie!

Zapach jest bardzo soczysty, świeży i owocowy. Pierwszy kęs to wanilia. Gdy wgryziemy się głębiej poczujemy cytrusy (grejpfrut, cytryna, pomarańcza), które nie są cierpkie tylko nasączone ciepłem południowego słońca. Wśród składników jest też do smaku jaśmin, karmel, cynamon i paczula.

Owa marchewka, na którą tak liczyłam jest uchwytna – gdzieś tam, bardzo delikatnie w tle za całą resztą składników, ale jej delikatny posmak jest wyczuwalny! Całość jednak nie „karmi” nas za długo, bo około 5-6 godzin. I to chyba jedyny ich minus.

Komu posmakuje Bloody Orange?

Dla wszystkich kobiet, które chcą poczuć się radośnie. Idealny na chandrę, gdy chcemy sobie poprawić humor. Zamiast zajadać smutki najczęściej jakimś niezdrowym jedzeniem zdecydowanie lepiej sięgnąć po tę babkę i tym samym podnieść sobie swój poziom endorfin.

Kiedy ją jeść?

Na pewno wtedy, gdy czujemy doła i chcemy z niego wyjść. Na zimowe przygnębienie – gdy ktoś tak jak ja ma już dość zimy i chce, choć na chwilę o niej zapomnieć i przenieść się w cieplejsze miejsce. Idealna jest też w sytuacji, gdy chcemy się poczuć lekko, świeżo i niezobowiązująco. Świetnie sprawdzą się też dla tych kobiet, które lubią pachnące gadżety. No i oczywiście dla wszystkich zapachowych łasuchów! Bo najważniejsze -wszystkie te babeczki mają w sobie 0 kalorii, więc można się nimi „zajadać” do upadłego!


Posted

in

by

Comments

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *